wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 1.

- Słuchajcie chłopaki – trener mówił spokojnie, opanowanym głosem, choć drużyna dobrze wiedziała, że coś jest nie tak – pojawiły się drobne komplikacje w wyniku których lecimy samolotem pasażerskim, a nie jak to było planowane waszym prywatnym.
Była to dość nieoczekiwana informacja, zupełnie nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Byli Real Madryt, mieli wszystko co najlepsze i jeszcze nie zdarzyło się żeby musieli lecieć jakimś tam publicznym samolotem. Była to dla nich zupełna nowość, nie potrafili sobie tego wyobrazić, przecież przed meczem należy się skoncentrować, wyciszyć, trudno jest to zrobić będąc w metalowej puszce wraz z sektami innych osób.
- CO ?! Co za idiota jest za to odpowiedzialny ? Czy on w ogóle wie jak ważne jest dla nas cisza i spokój w czasie drogi na stadion ?!  Czy spoczywała kiedykolwiek na nim taka presja ?! – Cristiano powoli wpadał w szał. Nikt mu się nie dziwił. Nawet Iker który zwykle nie zgadzał się z odrobinę zbyt zarozumiałym piłkarzem, teraz przyznał mu rację.
- Ronaldo dobrze mówi. Wiesz co się stanie kiedy ktoś nas w tym samolocie rozpozna ? To będzie porażka. Nie ma opcji żebyśmy lecieli publicznym samolotem, nie zgadzam się.
Mourinho zamknął na chwile oczy, odchylił głowę i wziął kilka głębokich oddechów. Starał się uspokoić nerwy. Wiedział, że nie będzie łatwo udobruchać chłopaków. Każdy marzy żeby zostać trenerem Królewskich, ale nie każdy wiedział co to znaczy. Z tym, że są największym klubem na świecie, wiąże się nieodłączanie to, że są najbardziej wymagający, rozkapryszeni i czasem wręcz nieznośni. Teraz stał przed bardzo trudnym zadaniem, może nawet trudniejszym niż sam trening. Ta drużyna jest tak dobra, że nie potrzebuje wielu treningów, potrzebuje za to kogoś kto nimi pokieruje w takiej sytuacji jak teraz. On wiedział doskonale, że będzie ciężko, ale nie mógł dopuścić do  tego żeby się kłócili, bo to byłoby najgorsze co teraz mogą zrobić.
- Okej rozumiem, jesteście zdenerwowani. Jak widzicie ja tez nie skacze pod sufit. – spojrzał w górę uświadamiając sobie ze wciąż są na stadnie – którego aktualnie tu nie ma. W każdym razie, nie tego was uczyłem. Jesteście drużyną, macie kibiców, których nie możecie zawieść – mocno zaakcentował ostatnie słowa – to nie samolot jest ważny, musicie być gotowi w każdej sytuacji. Potraktujcie to jak sprawdzian. Jeśli zagracie na normalnym poziomie Realu Madryt zasługujecie na miano najlepszych na świecie, jeśli nie oddaje je komuś lepszemu od was. Pamiętajcie nastawić budziki, wylatujemy o 9:05, więc oszacujcie ile czasu zajmie wam wyszykowanie się. Mam nadziej że tyle potraficie zrobić, i każdy z was indywidualnie stawi się przy busie o 8:40.
- O której ?! Zwariowałeś ? Chcesz żebyśmy przysnęli na tym boisku ? Jeszcze my to będziemy biegać, ale co z Ikerem ? Utnie sobie komara w bramce, ja ci to mówię.
- Cóż w takim razie słodkich snów Iker. Mam nadzieję, że będziesz mieć wygodną murawę. Do zobaczenia jutro.
- Ale … - Ronaldo spróbował jeszcze raz wyrazić sprzeciw jednak trener zmierzał już w stronę wyjścia z ogromnego Bernabeu.  – to jest chyba jakaś kpina.
Tego dnia wszyscy byli podenerwowani już do samego końca. Nawet zawsze spokojny i opanowany Iker nie potrafił pojąć zaistniałej sytuacji. Tylko młody Alvaro Morata potrafił się odnaleźć i nie rozumiał zachowania kolegów. Cała drużyna krzątała się po willi w której mieszkali przez ostanie kilka tygodni. To również był pomysł ich trenera. „ Jeśli spędzicie ze sobą więcej czasu zbliżycie się do siebie, poznacie swoje zwyczaje, będziecie się lepiej rozumieli, a to zaowocuję w czasie gry” tłumaczył.
- Ten dzień to jakaś masakra. – narzekał CR7 gdy wszyscy jedli kolację. – chyba gorzej już być może.
Jednak mogło. Ranek okazał się naprawdę koszmarny. Na pewno gorszy od wczorajszego południa, gorszy również od większości poranków które wspólnie spędzili „Galacticos” 
- Wyłaź z łazienki, bo się spóźnimy, nie jesteś tu sam !- wrzeszczał Ramos waląc z całej siły w drzwi.
- Czego się drzesz ?! Wszystkich obudzisz. – usłyszał w odpowiedzi zirytowany już głos Crisa.
Tego akurat chłopaki mogli się spodziewać. Ronaldo zawsze wstawał najwcześniej, zajmował łazienkę i najpóźniej z niej wychodził. Jednak teraz nie mieli na to zbyt dużo czasu okazało się ze wstawanie o 2 godziny wcześniej niż zazwyczaj wcale nie jest takie łatwe nawet jeśli masz nastawiony budzik. Dlatego teraz wszyscy nerwowo krzątali się po domu, lub kończyli „ogarniać się” z myślą ze zostało im 15 minut do zbiórki przy busie. No wszyscy prócz Sergio który wściekle walił w drzwi wciąż zajętej łazienki.
-Nikt nie śpi idioto. Mamy kwadrans do wyjazdu więc albo za minutę wyjdziesz albo ci pomogę ale wtedy nic nie da ci już nawet najdroższy z twoich pudrów !
- Nie irytuj się tak kochanie. – po chwili ciszy drzwi w końcu się uchyliły i wyjrzał zza nich uśmiechnięty Ronaldo. – złość urodzie szkodzi.
- Zobaczymy czy będzie ci tak do śmiechu jak założę spodnie. – stwierdził ponuro Ramos  do tej pory stojący w samych bokserkach.
-Teraz wyglądasz bardziej sexi. – kontynuował Ronaldo który doskonale wiedział, że Ramos nie ma teraz czasu ani ochoty ganiać go po całym domu. – Serio. Może powinieneś częściej stawiać na taką stylówę. 
- Masz około 10 minut.  Radze dobrze się schować. Bardzo dobrze- odpowiedział tylko Sergio zamykając za sobą drzwi.
-Och daj spokój Segio, wszyscy wiemy, że i tak mnie kochasz. – Cris uśmiechnął się czarująco w stronę zamkniętych już drzwi. Niestety nie usłyszał odzewu. – Nie ukryjesz się z tym, wszyscy znamy prawdę. – rzucił na koniec i śmiejąc się ruszył w stronę swojego pokoju.
Cała drużyna miała dość dużo bagaży i w brew pozorom i stereotypom jakie krążyły to nie CR miał go najwięcej.
Już przed czasem wszyscy stali w ustalonym miejscu. Nie lubili denerwować trenera. Ogólnie nie lubili się kłócić. Droczyć, czy przedrzeźniać tak, ale kłócić nie. Byli drużyną, jak rodzina i tego się trzymali. Jeśli pojawiały się czasem momenty zwątpienia po prostu myśleli sobie „dla kibiców, dla Realu Madryt” i nic nie potrafiło ich rozdzielić. Dla tego klubu potrafili zrobić naprawdę wiele. Stali wszyscy razem rozmawiając o zaistniałej sytuacji. Takowa zdarzyła się po  raz pierwszy. Teraz kiedy nie kierowały nimi emocje podeszli do tematu na spokojnie i każdy z nich musiał przyznać sam przed sobą dlaczego opcja transportu publicznego tak ich przerażała.  Zrozumieli w końcu, że jak każdy człowiek i oni boją się zmian. To było dla nich wyzywanie. Walka o honor. Musieli wygrać ten mecz bez względu na wszystko. Musieli udowodnić trenerowi, że są najlepsi i zasługują na to miano bardziej niż ktokolwiek inny. Musieli to udowodnić po prostu sobie.
Po dość długiej i stresującej podróży przez Madryt dotarli na lotnisko. Okazało się ze sprawy nie poszły po ich myśli. Wręcz przeciwnie, wydawało się jakby wszystko ziemi i niebie sprzysięgło się przeciw nim. Na madryckich drogach już bardzo dawno nie widzieli takich korków i takiej ilości czerwonych świateł.
- Cóż wygląda na to ze brakuje jeszcze dość znacznej ilości pasażerów, ale nie możemy opóźniać lotu. Proszę nie wychodzić z samolotu, zaraz zamykamy…
____________________________________________________________________________

No i jest pierwszy rozdział. Przepraszam, że musieliście na niego tyle czekać. Jeśli wam się podoba, zostawcie komentarz. Ci co mają blogi wiedzą jak bardzo to cieszy i motywuje.
Miłego czytania, dobranoc ;* 

środa, 24 lipca 2013

Prolog

Szłam alejką między drzewami kiedy moją uwagę przykuł artykuł na pierwej stronie gazety, którą czytał jakiś staruszek.
- Przepraszam, czy mogę tę gazetę ? To dla mnie bardzo ważne. – nie odpowiedział, jednak ja wciąż uporczywie się w niego wpatrywałam.
- Dziecko zapłaciłem za nią i chcę przeczytać, daj że mi spokój. – starszy pan spojrzał na mnie oburzony i zaraz ponownie wrócił do swojej lektury.
- Błagam, zapłacę za nią. Ile pan chce ? – popatrzyłam prosto w jego oczy – proszę.
- A weź i daj mi spokój – podał mi gazetę i rozzłoszczony ruszył w przeciwną stronę niż ja.
- Dziękuje bardzo. Nigdy panu tego nie zapomnę ! – krzyknęłam za nim, nie wiem czy usłyszał, ale jeśli tak nijak nie dał tego po sobie poznać.
 Zaczęłam czytać i z każdym słowem ogarniała mnie wściekłość. Nagłówek głosił „Kolejne makabryczne zabójstwo w magazynach” pod nim widniało zdjęcie uśmiechniętej kobiety. Od razu ją rozpoznałam. Chwyciłam mocno gazetę i pędem puściłam się przez park.
-Obiecaliście, że nic jej nie zrobicie. – warknęłam rzucając artykuł w twarz wysokiego, postawnego mężczyzny.
- Daj spokój, gdyby nie sprawiała problemów byłaby cała.
- Ale sprawiała… - usłyszałam kolejny głos. I zaraz potem zza ogromnej beczki wyłoniła się kolejna postać. Kolejny napakowany facet z burzą ciemnych włosów na głowie.
- Ona miała rodzinę! Miała dzieci! – wrzeszczałam, nie kontrolowałam już głosu, nie kontrolowałam płynących łez, ani przygniatającego mnie z każdą chwilą coraz bardziej poczucia winy. – Jesteś potworem – zwróciłam się z powrotem do „szefa gangu”. – Nie jesteś już moim ojcem, a ty nie jesteś moim bratem! – spojrzała na drugiego z nich – ja nie mam już rodziny. Nie zasługujecie na miano ludzi, nie zasługujecie nawet na miano zwierząt, jesteście potworami ! – w tym momencie poczułam pieczenie na policzku. Uderzył mnie, naprawdę mnie uderzył. Nie wierzyłam w to co się właśnie działo i jeśli jeszcze przez chwilą czułam, że jest w nim jakaś resztka człowieczeństwa, coś co przypomina mu, że jest ojcem, coś co przypomina o tym mnie, teraz to zupełnie zniknęło, a uczucie jakie zapłonęło w moim sercu było czystą, niczym nie zmąconą nienawiścią do niego. Odwróciłam się, jednak poczułam czyjeś dłonie na moim nadgarstku. Mój brat trzymał mnie mocno, ale nie sprawiał mi tym bólu.
- Jeśli chcesz to idź, ale nigdy nie wracaj. – człowiek, którego jeszcze przed chwilą uważałam za ojca zwracał się do mnie przez zaciśnięte zęby. W jego oczach widziałam wściekłość.
- Nie mam zamiaru ! Już nigdy więcej, nigdy więcej wam nie pomogę, nigdy nie przyprowadzę na śmierć żadnego człowieka. NIGDY !
- Pamiętaj Mała, że każdy ma za sobą jakąś przeszłość i ona nie zniknie. Przed nią nie da się uciec. Ona znajdzie każdego. – Artur patrzył na mnie wzrokiem w którym dostrzegłam smutek. Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku - Każdego Mała ! – usłyszałam za sobą, nie odwróciłam się.  Już nigdy się nie odwrócę. Biegłam najszybciej jak mogłam, nienawiść i poczucie winy napędzały mnie. To ja sprowadziłam do nich tę kobietę, tak jak i dziesiątki innych ludzi. Chciałam się schować, żeby nikomu już nie stała się przeze mnie krzywda i najbardziej żałowałam, że musiałam tak wcześnie dorosnąć. 
__________________________________________________________________________________


Okej, no to prolog mamy za sobą :) Mam nadzieję, że wam się spodobał. 
W pierwszym rozdziale (powinien się pojawić za kilka dni) możecie się już spodziewać udziału graczy Realu, ale nie chcę wam za dużo zdradzać :) 
Dziękuję wszystkim za komentarze, to naprawdę bardzo motywuje ;* 

wtorek, 23 lipca 2013

Cześć !

Witajcie kochani !
jestem Ola, to jest mój pierwszy blog, także przepraszam za wszystkie niedociągnięcia.
Mam nadzieję, że chociaż trochę was zaciekawi moje opowiadanie. Prolog powinien pojawić się jutro wieczorkiem, na razie możecie zajrzeć do zakładki "Bohaterowie" i zapoznać się z postaciami.
Chciałabym jeszcze podziękować Natalii bez której ten blog nie powstałby ;*
Miłego czytania i dobranoc ;*