wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 6.

- Dzień dobry – usłyszała znajomy głos, który tak kochała, który ją uspokajał.
- Hej. Amm… ja nie pamiętam jak… -zamyśliła się na chwilkę. - o której wróciliśmy z ogrodu ?
- Jakąś godzinkę temu.- Kiedy patrzył w jej oczy humor od razu mu się poprawiał. Zauważył zdziwienie malujące się na jej pięknej twarzy- Zasnęliśmy. Przyniosłem cię tutaj kiedy się obudziłem. Spałaś jak kamień.- nagle uśmiech zniknął z jego twarzy. – Pewnie rozmawiałaś już z Jose. Spakowana ?
- Tak. Będziemy razem mieszkać, ale… wszystko okej ? Bo wiesz, jeśli ci to przeszkadza, to ja znajdę dla siebie coś innego, nie ma problemu…
- Co ? Nie no coś ty. Strasznie się cieszę, naprawdę. – wiedział, że z jego miny można było wyczytać coś innego, ale nic nie mógł na to poradzić. – Maja… bo wtedy w szatni, Mou nie zachowywał się jakby cię znał.
Maja nagle posmutniała. Avaro przez chwile wydawało się, że w jej oczach  błyszczą łzy, ale ona zaraz je odpędziła. Wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać :
- Moja mama i Mou przyjaźnili się zanim ona… zanim umarła. On wtedy w szatni zwyczajnie mnie nie poznał. Dopiero w drodze powrotnej zrozumiał kim jestem.- urwała na chwile, jednak za raz kontynuowała- Alvaro ja nie mam nikogo rozumiesz ? Tylko dlatego przyjęłam jego pomoc. – błagała w myślach, by zrozumiał- To tylko chwilowe, dopóki czegoś nie znajdę.
- A twój tata ?
- Ja nie mam ojca. – dziewczyna powiedziała to takim tonem, ze zdecydowaniem jakby mówiła „ nie mieszaj się, koniec rozmowy”. Alvaro zrozumiał i nie zamierzał kontynuować.
- jesteś głodna ? – spytał dla rozładowania atmosfery.

Droga powrotna minęła im szybko, przyjemnie, w prywatnym odrzutowcu. Alvaro i Maja rozmawiali ze sobą przez cały czas.  Oboje z przerażeniem zaczęli rozumieć, że to co ich łączy to coś więcej niż zwykła znajomość. Oboje wiedzieli też, że to nie powinno się dziać, że to wręcz nie ma prawa się dziać.  Ona obiecała sobie, że już nigdy nikogo nie pokocha, nigdy nikt nie będzie dla niej ważny, nikt jej nie skrzywdzi i ona nie skrzywdzi już nikogo. On chciał dla niej jak najlepiej i wiedział, że z nim nie będzie szczęśliwa, że nie może z nią być. Po prostu nie i najgorsze było to, że nic nie mógł z tym zrobić.
podczas rozmowy z nią zaczął w końcu zauważać, że nie jest wcale taka szczęśliwa i beztroska jak na początku uważał, i ona zaczęła zauważać to samo w nim.
Okazywało się, że to co się miedzy nimi rodzi jest bardziej skomplikowane i zakazane niż ktokolwiek myśli.

Kiedy Maja zobaczyła nowy dom zaparło jej dech w piersiach. Nigdy nie myślała, że będzie mieć basen, wieki ogród z fontanną, saunę czy salę dyskotekową. Wszystko było piękne, wspaniałe, ale to właśnie nowy pokój wywołała największy uśmiech na jej twarzy. 
Ściany były koloru mięty, wszystkie prócz jednej której barwa wpadała w odcień fioletu. To właśnie pod nią wisiała mała, drewniana … huśtawka, a obok niej stał piękny, biały fortepian. W pokoju był taras, niewielki ale za to piękny z mini ogrodem. Przy nim, za mocno fioletowymi zasłonami znajdowała się mała czytelnia z siedliskiem na parapecie. Biurko, obrotowy fotel i niewielka szafka na „pierdoły” znajdowały się pod wysokim, piętrowym łóżkiem. W pokoju byt też piękny obraz  wodospadem na pierwszym planie i górami w tle oraz… drzwi. Dziewczyna z zaciekawienie nacisnęła na klamkę. Okazało się, że jest to po prostu jej prywatna łazienka z wielką wanną, prysznicem oraz przebieralnią. Za jej zasłonami znajdowała się ogromna szafa z lustrem oraz półka na buty.
- I jak, podoba Ci się ? – do pokoju wszedł nie kto inny jak Alvaro.
- Jest piękny. Skąd wiedzieliście, że potrafię grać ? – wskazała wzrokiem stojący nieopodal fortepian.
- Nie wiedzieliśmy. To znaczy, no stwierdziliśmy, że nawet jeśli nie umiesz to ci się spodoba.
- Jest cudowny.
- Wiesz tak sobie pomyślałem, że może chciałbyś zobaczyć stadion skoro już tutaj jesteśmy ? – spytał niepewnie. Znał ją dość długo, wspaniale się im rozmawiało, a jednak cały czas był niepewny, nieśmiały.
- Santiago Bernabeu ? – w jej glosie słychać było niedowierzanie, ale  oczach znowu błyszczały te iskierki ekscytacji.
- A znasz jakiś inny w tej okolicy ? – spytał ze śmiechem widząc reakcję… przyjaciółki ? Nie był pewien czy może ją tak nazywać, czy ona by tego chciał, on w każdym razie czół, że może jej powiedzieć absolutnie wszystko, to znaczy prawie wszystko…
- Daj mi 10 minut. – odpowiedź była krótka, ale wystarczyła by uszczęśliwić ich oboje. Po kilku minutach Maja w błękitnym dresie, bokserce, korkach i włosach związanych w niechlujnego koka stała przed drzwiami. Stała tam prze moment zupełnie sama. Miną ją tylko pospiesznie Ronaldo nawet nie patrząc w stronę drzwi. Po chwili wrócił jednak patrząc na nią szeroko otwartymi oczami zapytał lekką kpiną.
-A ty co weszłaś w okres buntowniczy ?
- Oo uroczy jesteś – uśmiechnęła się do niego słodko, ale po chwili jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie – Nie. Idę na Bernabeu łamać stereotypy.
- Co idziesz robić ? 
- Grac Cristiano, idę grać, naprawdę tak trudno się domyślić ? – CR już otwierał usta żeby jej coś odpowiedzieć jednak ubiegł go Alvaro.
- 5 minut, tylko coś załatwię i idziemy. – rzucił mijając ich i szybkim korkiem skierował się do pokoju Casilasa. – gdzie ona jest ?- wparował do pokoju kolegi zapominając o pukaniu.
- Kto ? Maja ? no myślałem, że …
- Nie maja. – natychmiast przerwał mu chłopak – Larissa.  Miała tu być. Gdzie ona jest i co kombinuje ?
- Ohh Larissa, w Mediolanie – odpowiedział Iker jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- W Mediolanie ? Po jakiego grzyba ? Przecież wiedziała że wracamy.
- Widocznie pokaz mody jest ważniejszy niż my. Przykro mi – zrobił „ smutne oczy” – Lepiej idź, bo z tego co wiem jutro wraca. Rozmawiałeś już z …
- Nie. Spontan. Spotnan jest najlepszy. – Iker, któremu po raz kolejny przerwano uniósł pytająco brew.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł ?
-nie stary. To beznadziejny pomysł, ale cholera nie mam innego. Lecę z Mają na Bernabeu wrócimy… no potem.

Jeśli willa, mecz, poznanie Alvaro i chłopaków, przeszłość dziewczyny i Madryt były wyjątkowe to ten stadion był nieprawdopodobny, wręcz niemożliwy, magiczny, taki… inny.
- Jest… on jest… Boże on jest taki…
- Duży ? – podpowiedział chłopak z wyraźnym rozbawieniem,
- Wielki, ogromny, piękny. Najpiękniejszy. – w tym momencie dziewczyna zrobiła cos czego on by się w życiu nie spodziewał. Zabrała mu piłkę z ręki i pobiegała z nią w stronę bramki z szybkością wręcz nieprawdopodobną. – Grasz, czy przeszedłeś tu postać ? – spłata zatrzymując się na chwilę z uśmiechem.
Grali długo, a mimo to wcale nie czuli się zmęczeni. Maja okazała się niezwykle trudnym przeciwnikiem. Z pogodnego dotychczas nieba zaczęły kapać krople deszczu.
- To był faul. – Alvaro siedział umorusany w ziemi, ubranie mokre od deszczu kleiło się do jego ciała.
- Ty jesteś faul. Jeśli ktoś tu kogoś przewrócił to ty mnie.  – dziewczyna wytknęła mu język.
- Będziesz się kłócić ? – spytał unosząc lekko brew.
- Ja ? Ależ nie. Nie będę się kłócić bo to ja mam rację.
-Chyba jak se narysujesz.
- Na pewno rysuje lepiej niż ty, i jak widać gram również lepiej.
- O nie tak nie będzie. Przesadziłaś teraz. – zbliżył się to niej, złapał w talii i zaczął bezlitośnie łaskotać.
- Nie ! Przestań, przestań ostrzegam cię ! – Maja próbowała się bronić na wszystkie możliwe sposoby, niestety bezskutecznie. – Alvaro daje ci ostatnią szanse! No i dobra sam tego chciałeś. – Dziewczyna wykonała szybki ruch i wyswobodziła się z pułapki. Poślizgnęła się  jednak na mokrej murawie i upadała z impetem lądując na Alvaro. – Noo to było miękkie lądowanie. – uśmiechnęła się do niego.
- Nie wątpię. – odgarnął mokre włosy z jej twarzy. – jesteś piękna. – powiedział to jakby półgłosem. Ich twarze zbliżały się do siebie, spojrzenia krzyżowały, oddechy zmieszały się stwarzając jeden. Musnął jej ciepłe wargi swoimi i na chwile świat dla nich przestał istnieć. Byli tylko oni dwoje i wciąż padający deszcz.
__________________________________________________________________________________ Dobra, więc specjalnie dla was w ten piękny dzień. Życzę wam wesołych, zdrowych, pogodnych, rodzinnych, ciepłych Świat Bożego Narodzenia.  
Dziękuję wam, ze znosicie tą moją nieregularność, że jesteście, czytacie komentujecie, DZIĘKUJĘ :*
Mam nadzieję, ze wam się spodoba, jest trochę mniej dopracowany i mogą być jakieś drobne błędy, ale mam problem z czasem,a musze sie jeszcze ubrać.
Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT <3 

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 5.

Ta Noc była naprawdę piękna, piękniejsza od innych. Księżyc był w pełni i okalał swa jasną poświatą wszystko dookoła. Gwiazdy rozjaśniały niebo. Wszystko to było takie magiczne. Alvaro usiadł na ławce stojącej w ogrodzie przed hotelem. Nie potrafił przestać o niej myśleć, jest taka piękna, taka inna. Wyjątkowa. Jeszcze nigdy nie czół czegoś takiego, od pierwszego momentu kiedy ja zobaczył czuł jakby jakąś siła ciągnęła ich ku sobie, jakby byli związani niewidzialną nicią. Nigdy nie wierzył w przeznaczenie, ani miłość od pierwszego wejrzenie, ale teraz... Czy to możliwe, że są dla siebie stworzeni ? Nagle z rozmyślań wyrwały go czyjeś kroki. Natychmiast odwrócił się w tamta stronę. Wyszła zza krzewu róży piękniejsza niż kiedykolwiek, a księżyc oświecał jej drogę jakby miała go pod swoim władaniem. Ubrana była w koszulę nocną, a włosy bezładnie spływały po jej ramionach. Wyglądała jak królowa nocy, jakby wszystko w tym ogrodzie było  gotowe spełnić każdą jej prośbę, wszystko włącznie z Alvaro. Wśród mroku emanowała swoim własnym światłem.
-Hej – odezwała się, a w nocnej ciszy jej głos brzmiał jeszcze bardziej melodyjnie niż za dnia. – co tu robisz ?  Też nie możesz spać ? – spytała przysiadając się do niego.
- Nie, zbyt wiele się dzisiaj wydarzyło. Ale co ty tutaj robisz ? – popatrzył zdziwiony w jej oczy. Były takie radosne i optymistyczne, zarażały szczęściem, ale kryły tajemnice. Tajemnice o której Alvaro nigdy miał się nie dowiedzieć.
- Mieszkam – odpowiedziała jakby nigdy nic- okazało się, że w żadnym innym hotelu nie ma już wolnych pokoi, a tutaj znalazł się jeden.
- Taa, ciekawy zbieg okoliczności – wymruczał pod nosem chłopak „nie zbieg okoliczności, przeznaczenie” dodał jakiś głos w jego głowie, jednak on szybko odpędził te myśl.
Siedzieli tak w ciszy całkowitej i słychać było tylko delikatny szum wody w fontannie znajdującej się nieopodal, na środku dywanu z kwiatów.  Gdyby ktoś ich wtedy zobaczył pomyślałby, że są zaklęci, wyjęci z jakiegoś obrazka, albo filmu.
- Cieszę się, że tutaj jesteś – powiedziała cicho – nie chciałbym być teraz sama… - pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, jednak on nie mógł tego zauważyć. Z wahaniem położyła głowę na jego ramieniu. On nic nie pytał, po prostu ją rozumiał, po prostu był.

Alvaro otworzył oczy, jednak po ułamku sekundy musiał je z powrotem zamknąć ponieważ został oślepiony przez promienie porannego słońca. Zamrugał kilka razy, aby przyzwyczaić wzrok do światła. Rozejrzał się zdziwiony i nagle wszystko sobie przypomniał, noc, ogród, fontannę, Maję która teraz jakby nigdy nic spała beztrosko na jego ramieniu. Delikatnie odsunął niesforne kosmyki włosów z twarzy dziewczyny.
- Maja – szepnął do niej pocichł, jednak ta próba obudzenia jej nic nie dawała – Majka – spróbował jeszcze raz, jednak bezskutecznie. Spała jak zabita i jedyna oznaką, że jeszcze wciąż żyje była unosząca się przy oddechu klatka  piersiowa. Wyglądała tak słodko, tak niewinnie. Alvaro po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że nie ma serca jaj budzić. Ostrożnie wstał z ławki biorąc dziewczynę na ręce i zaniósł ją do pokoju. Z początku chciał położyć ja na swoim łóżku jednak na szczęście w porę przypomniał sobie, że nie jest w pokoju sam.  I właśnie w tym momencie uświadomił sobie, że nie ma pojęcia który pokój zajmuje Maja. Postanowił dojść do tego drogą eliminacji. Znał numery pokoi chłopaków i trenera, zostawały wiec jeszcze dwa, Mai i doradcy Mou. Alvaro zdecydował się otworzyć drzwi przy których stał. Opłaciło się. Wyglądało na to, że znaleźli się w dobrym pomszczeniu. Położył dziewczynę na łóżku. Wciąż spała jak kamień. Samo patrzenie na nią uszczęśliwiało go. Mimowolnie zbliżył się do niej i delikatnie pocałował w czoło. Sam nie wiedział czemu to zrobił, to się po prostu stało. Odgarnął delikatnie włosy opadające jej na twarz i pospiesznie wyszedł z pokoju.
- No młody, a ty gdzie się pałętałeś całą noc ? – spytał Cris, gdy tylko Alvaro pojawił się w jadalni.  Widać było, że świetnie się przy tym bawił.
- Spałem – stwierdził cały czerwony już chłopak, nie patrząc w oczy kolegom. Starał się odpowiadać tak, aby ich nie oszukiwać i jednocześnie wszystkiego nie wygadać. Mógł przewidzieć, że niektórzy, czyli Ronaldo nie daliby mu o tym szybko zapomnieć.
- Spałeś ? No tak, pewnie. – Portugalczyk uśmiechnął się i na moment Alvaro z ulgą pomyślał, że to już koniec przesłuchać, jednak szybko został tej nadziei pozbawiony, gdyż chłopak konturował – a gdzie jeśli można wiedzieć, u Mai ?
- Miło, że tak się o mnie martwisz Ronaldziku, jednak naprawdę nie musisz. Jestem dużym chłopcem. – mówiąc to uśmiechnął się czarująco do odrobinę zdziwionego Crisa, a pozostali wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Zdaje się, że zostałeś pokonany własną bronią, Ronaldziku – Ramos postanowił  skorzystać z okazji i zemścić się na CR7 za sytuację przed wylotem z Madrytu i uszczypliwe komentarze odnośnie jego bielizny, jednak Iker nie pozwoli długo cieszyć się chwilą.
- Dajcie już spokój bo nam się Cristiano obrazi. – mimo iż stanął w jego obronie sam nie krył rozbawienia. Za kilka chwil jednak uśmiech zniknął z jego twarzy, a wzrok powędrował na kierunku Alvaro. Chłopak zauważył to i również spojrzał na Ikera, pytającym wzrokiem. – Alvaro trener cię szukał.-  Te słowa sprawiły, że chłopak zakrztusił się herbatą i w rezultacie opluł i tak już urażonego Cristiano.
- Wiesz co, nie musiałeś ! Co ty sumienia nie masz ? Czemu wszystko co wychodzi z waszych ust – znacząco popatrzył na Fabio – ląduje na mnie ?!
- Myślisz, że była do dla mnie przyjemność ? – blondyn postanowił się bronić. Cristiano już otwierał usta żeby coś odpowiedzieć, jednak ubiegł go Morata.
- Kiedy ? Mówił ci czego chce ? 
- Niedawno, przed śniadaniem, ale nie wiedziałem gdzie się podziewasz, a on nie chciał mi nic powiedzieć. Wspominał cos o powrocie, ale nie pokusił się o więcej wyjaśnień i po prostu zbył mnie mówiąc, że się spieszy. Myślisz, ze chodzi o… - Alvaro przerwał koledze.
- Nie wiem o co mu chodzi i chyba nie chce się dowiedzieć. – to mówiąc młody Hiszpan wstał od stołu i skierował się w stronę wyjścia.
- Zjedz coś ! – usłyszał za sobą głos Marcelo, ale był pewien, że nic nie przełknie, a supeł w żołądku sprawił, że odczuwany przed chwilą głód wyparował wraz z przyjemna atmosferą.
- Nie dzięki, może potem – odkrzyknął nawet nie zwalniają kroku.
Szybko skierował się do pokoju trenera, coś podpowiadało mu, że może jeszcze zawrócić. Przyjść tu później, bo był pewien, że nie chce usłyszeć tego co ma mu do powiedzenia Mou. Zatrzymał się gwałtownie przed drzwiami i jakby cała siła z niego wyparowała. Po chwili zapukał niezdecydowanie, powoli nacisną na klamkę po usłyszeniu donośnego „proszę” i zajrzał do pomieszczenia. Murinho siedział na swoim łóżku oglądając z zaciekawienie jakiś program telewizyjny. Kiedy zobaczył Alvaro uśmiechnął się do niego.
- Podobno mnie szukałeś – zagadnął niepewnie chłopak, wciąż stojąc w drzwiach.
- Siadaj – trener wskazał ręką miejsce obok siebie, poczekał aż chłopak je zajmie i kontynuował. – Masz bardzo dobry kontakt z Mają, prawda ? – wciąż uśmiechał się i patrzył na Alvaro w miły sposób, nie jak trener na zawodnika, raczej jak ojciec na syna. Morata jednak nie odwzajemnił ani spojrzenia, ani uśmiechu.
- Pamiętam o umowie. – stwierdził, wpatrując się w swoje ręce jakby chciał zobaczyć w nich odpowiedź na jakieś ważne pytanie. Jego ton był zupełnie inny nisz dotychczas, słychać w nim było smutek i rozczarowanie, i narastająca złość która z trudem jest opanowywana. Te dwa dni spędzone z Mają były cudowne. Ona pozwalała mu zapomnieć o wszystkim tym co go martwiło, co sprawiało , że nie mógł poczuć się naprawdę szczęśliwy. Teraz, wraz ze słowami Mou to wszystko zaczęło wracać wraz z rosnącymi negatywnymi emocjami.
- Alvaro, ja też tego nie popieram, przykro mi, ale to jest jedna z niewielu spraw, na które nic nie mogę poradzić choćbym nie wiem jak bardzo chciał. – położył rękę na ramieniu Alvaro jednak ten ją strząsnął i wybuchnął głośny, ironicznym śmiechem, który w innych okolicznościach prawdopodobnie zamieniłby się w płacz.
- Nie musisz martwic się o swój tyłek, obiecałem i dotrzymam słowa. – mówiąc to wstał i ruszył w stronę wyjścia, ale Jose uniemożliwił mu to łapiąc go za nadgarstek.
- Chłopaku, naprawdę mi przykro, ale musisz wiedzieć coś jeszcze. – Alvaro odwrócił się niechętnie i spojrzał na niego wyczekująco ze znudzona miną, która nie była do końca szczera. – Maja, ona jest, właściwie była córką mojej bardzo dobrej przyjaciółki, dlatego teraz wróci z nami do Madrytu i zamieszka w waszej wilii. Mówię ci to chociaż nie musze, ale lubię cię i chce ci pomóc, poza tym uważam że powinieneś wiedzieć, zrobisz z tą wiedzą co zechcesz. – po tych słowach Alvaro miał ochotę zapytać go czy słyszał kiedyś o tym, że nie kopie się leżącego i czy w ogóle może cokolwiek zrobić z tą wiedzą oprócz jej posiadania, ale tylko zapytał :
- Kiedy wyjeżdżamy ?
- Za dwie godziny. – te trzy słowa wystarczyły, żeby zupełnie odebrać mu jakąkolwiek nadzieję.
Alvaro wyszedł pośpiesznie z pokoju trenera, był zrozpaczony, rozczarowany i samotny tak bardzo jak nigdy wcześniej. Tutaj po raz pierwszy od dawna poczuł się szczęśliwy, robił co chciał, z kim chciał i to uczucie było najpiękniejsze ze wszystkich mu znanych. Nie wiedział, czy chce być teraz sam, czy z kimś i z kim. Nie wiedział co ze sobą zrobić. W końcu zatrzymał się przed drzwiami pokoju Mai, otworzył je cicho. Dziewczyna wciąż spała tak jak ją zostawił. Mimowolnie uśmiechnął się na ten widok. Jej włosy leżały rozsypane po poduszce jak promienie słońca. Z rozmyślań wyrwał go delikatny ruch jej powiek. Podniosła się trzepocząc długimi rzęsami i odrobinę zdezorientowana rozejrzała się po pokoju. Jej spojrzenie zatrzymało się na strojącym w progu chłopaku. 
___________________________________________________________________________________

No i jest kolejny :D Przynajmniej jest lepszy niż ten poprzedni... Nie no w sumie ten jest nawet nie taki zły :) Znaczy no nie mnie oceniać, ale no rozumiecie :D 

Swoją drogą nie zgadniecie kto miałby dzisiaj 93 urodziny... Tak jest Alek. Mój bohater. Czytaliście "kamienie na szaniec" ? Jak tak to wiecie o czym mówię, a jak nie to przeczytajcie :D 
No i to w sumie na tyle, miłego czytania i dziękuję za wszystkie komentarze, kocham was ;* 

czwartek, 3 października 2013

Rozdział 4.

- Mówiłem żeby zadzwonić po taxi. – narzekał Pepe. Rzeczywiście, to byłby dobry pomysł. Przechodnie gapili się na nich jak na kosmitów nie wiedzieli, czy dlatego że ich rozpoznawali, czy może chodziło o to, że szli grupą i każdy z nich miał przynajmniej dwie walizki bagażu co było rzadko spotykane w tej części Dortmundu, ale najprawdopodobniej chodziło o oba te powody, a podróż okazała się o wiele mniej przyjemna niż przypuszczali.
- Stary a wiedziałeś kiedyś ponad 20-osobową taksówkę ? – stwierdził szybko Mesut. Alvaro z Ikerem wymienili spojrzenia. Kaka ze znużeniem kiwał głową.  „Wow sukces, jednak nie tylko ja nie dostałem udaru” przemknęło przez myśl Moracie kiedy zorientował się, że starsi koledzy też mają powoli dość.
- Ozil ty wiesz ze możemy zadzwonić po kilka taksówek prawda ?
- Chcecie to dzwońcie, ja się przespaceruję. Mamy piękną pogodę i okolice. Poza tym trening wam nie zaszkodzi. – po tych słowach ruszył szybciej zostawiając zaskoczonych graczy za sobą. Iker wziął głęboki oddech i ruszył jego śladem, pozostałym także nie zostało nic innego.
Mieli mieszkać w czymś co było na przełomie ogromnego domku albo malutkiego hotelu. Pokoi wystarczało akurat dla nich i pozostały jeszcze trzy dla trenera i pozostałych ludzi z klubu. Do każdego pokoju była przypisana łazienka, oprócz tego w domku była stołówka na której wspólnie mieli jadać 3 główne posiłki, kuchnia dla ich dyspozycji oraz pokuj przypominający salon, w którym znajdował się telewizor, kanapa, stolik, dwa biurka z komputerami i dekoracje. Alvaro ucieszył fakt, że przez najbliższy czas będzie mieszkał z Kaką, Ikerem, Sergio i Crisem. Ich pokój był dość duży, ale przytulny. Stało w nim pięć łóżek, kolo każdego z nich szafka nocna z lampką. W pomieszczeniu były również trzy komody z wieloma szafkami i szufladami oraz duża szafa z lustrem na drzwiach. Na ścianie przeciwnej do tej przy której stały  łóżka wisiał ogromny telewizor. Farba w pokoju miała barwę delikatnego, ciepłego błękitu, dzięki czemu ich tymczasowe miejsce pobytu sprawiło naprawdę miłe wrażenie. Wszystkie pomieszczenie wyglądały podobnie, miały jedynie inne kolory i ewentualnie różniły się ustawieniem mebli.
- Jakoś specjalnie to się nie postarali. Liczyłem chociaż na hotel średniej klasy. – krzywił się Cris stojąc na środku pomieszczenia. Jednak nikt nie miał nawet ochoty wdawać się z nim w dyskusję dlatego został zignorowany przez współlokatorów.  
To był bardzo długi i męczący dzień dla nich wszystkich, a jutro nie zapowiadało się wiele lepsze. Mieli przed sobą naprawdę ważny mecz. Mecz który znaczy szczególnie dużo dla nich. Który musieli wygrać, bez względu na wszystko. Mieli już plan, banalny i niedopracowany, ale mieli. Postanowili grac po prostu swoją piłkę, jak prawdziwy Real Madryt, który przecież jest najlepszy. Zamierzali postawić na atak, przez co Alvaro tej noc bardzo długo nie mógł zasnąć. Jutro miał być jego wielki dzień. Pierwszy poważny mecz który ma rozegrać i wyjść w pierwszej jedenastce. To była dla niego świetna wiadomość i niewyobrażalna presja. Bał się, że zawiedzie chłopaków, kibiców i wszystkich w koło.
Rano obudził ich krzyk trenera.  Kiedy doszli już do siebie, okazało się, że wcale nie jest tak rano i zamiast śniadania zjedzą dzisiaj obiad.
- Wyspaliście się. To dobrze. Teraz czas pokazać jak grają  Galacticos ! Dacie rade chłopaki. Za godzinę widzimy się przy busie.
Każdy z nich się denerwował, niezależnie od wieku, doświadczenia i formy. Ale wiedzieli jedno musza wygrać. Kiedy wychodzili na murawę serce Alvaro waliło tak mocno, że aż bał się, że kibice je usłyszą. Rozpaczliwie podejmował kolejne próby ustabilizowania oddechu. W końcu udało mu się podczas śpiewania hymnu, a potem, potem nie było już czasu na denerwowanie się.
Po pierwszej połowie, zmęczeni, ale i w miarę szczęśliwi zeszli do szatni. Prowadzili 1:0, nie było to jednak zdecydowane prowadzenie. Borussia cały czas próbowała odrobić starty i wiedzieli, że nie zrezygnuje. W końcu gra u siebie.
- Jest dobrze chłopaki, jest naprawdę dobrze. Oby tak dalej. – Mou starał się jak najbardziej ich zmotywować i dodać wiary w siebie.
- Bzdura. Jak będą tak dalej grac to nie wygrają. – do rozmowy dołączył nie znany nikomu głos  Prawie nikomu. Morata podniósł głowę i popatrzył na nowego członka dyskusji szeroko otwartymi oczami. Niemożliwe. – Gracie dobrze, ale nie możecie tak cały czas. Po pierwsze, zmiany. Pepe lewie chodzi nie mówiąc już o bieganiu, naprawdę nie ma sensu żeby męczył się na boisku. Druga sprawa, Alvaro, musisz grać odważniej.  Stawiacie na atak, macie dobrego napastnika, ale ty – popatrzyła prosto w oczy chłopaka – musisz przestać się bać. Musisz próbować, najwyżej coś popsujesz. Ale nie możesz zaczynając akcję myśleć o tym, że nie uda ci siei jej skończyć. Z takim podejściem nie ma sensu zaczynać.
- Kim ty jesteś ? Kto cię wpuścił ? – Mou był jednocześnie zdziwiony i zdenerwowany, ale w jego glosie słychać było coś jakby szacunek.
- No wiec jestem Maja. Hej – pomachała im – A wpuścił mnie… jak by to. Pewnie teraz mnie szukają. Zastanawia mnie fakt, że nie zaczęli od tej szatni, każdy głupi na to wpadnie. Ale ok. Może wasza ochrona ma inny tok rozumowania niż ja.
- Skąd ten chory pomysł żeby się tu włamywać. Nie pomyślałaś o tym, że możemy zadzwonić na policje ?
- Wierze, że mój kolega ma dar przekonywania. – Maja uśmiechała się tajemniczo i tylko jedna osoba doskonale widziała o co jej chodziło. Alvaro jęknął.
- Kolega ? – Mou uniósł brwi pytająco. – ktoś z was zna tę dziewczynę ?
- No tak jakby ja.
- Morata, co znaczy tak jakby ? Załatwiłeś jej wejście tutaj ?!
- Co?  nie. Ja… rany nie.
- Słuchajcie, chciałam tylko pomóc, a ta sytuacja raczej nic dobrego nie przyniesie. Wyjaśnimy to sobie po meczu, obiecuje, że nie ucieknę.
-Oczywiście, że nie- prychnął Mou – bo będziesz siedziała ze mną do końca spotkania. Mylę, że na ławce rezerwowych będzie dla Ciebie miejsce. A jak nie, postoisz – uśmiechnął się zgryźliwie.
- Co ty wyprawiasz ? – Alvaro zaczepił Maję podczas wychodzenia z szatni.
- Teraz ci tego nie wytłumaczę.  Policz sobie do pięciu i graj. Wszystko będzie super, zaufaj mi.
Ufaj jej, ale ten mecz był chory, ten transport, miejsce w którym się zatrzymali, wszystko to zupełnie nie przypominało normalnego dnia Realu Madryt. Coś takiego nie wydarzyło się nigdy wcześniej, przez żadnym meczem, czy to sparingiem czy finałem ligi mistrzów. Mimo tego, że trener był zirytowany sytuacją posłuchał rad dziewczyny i zmienił Pepe. To był zdecydowanie dobry pomysł, postanowił też wpuścić na boisko Kakę. Co do tego nie był pokonany, przynajmniej tak można było wywnioskować po jego minie, ale postanowił zaryzykować.
„Do odważnych świat należy” przemknęło przez myśl Alvaro. To był świetna myśli i postanowił się nią kierować żeby nie wiem co.
To był trudny mecz i zacięta walka, a Borussen okazali się niezwykle wymagającym przeciwnikiem. W rezultacie mecz zakończył się wynikiem 4:2. Na listę strzelców królewskich wpisali się Kaka, Ronaldo i 2 razy Morata.
- No świetnie wam poszło. Czyli jednak zasługujecie na miano najlepszych na świecie. – Mou uśmiechał się do niech ciepło. Byli wykończeniu i jedyne o czym marzyli to iść spać, ale na to się chyba nie zanosiło. – jest po meczu więc możemy sobie wyjaśnić pewną sytuację. Zacznijmy od początku, czy któryś z was zna może Maję ?
- Ee Maja umie sama mówić – dziewczyna uśmiechnęła się do trenera, jednak w tym uśmiechu można było dostrzec nutkę ironii. „Zły ruch, bardzo zły ruch” pomyślał Alvaro któremu sytuacja z każdą chwilą podobała się coraz mniej.
- W takim razie niech Maja mówi.
- Więc wygląda to tak poznałam Alvaro kiedy… - nie mogła dokończyć gdyż przerwał jej stanowczy głos Mou.
-Świetnie to nam wystarczy. Alvaro ? – trener spojrzał wyczekująco na Morate. Ten nie zdążył jednak wydusić słowa kiedy ponownie odezwała się Maja.
- Nie – stwierdziła stanowczo i odrobinę głośniej niż wymagała tego sytuacja – to nam nie wystarczy. Poza tym nie wchodzi się nikomu w słowo. Wiec kontynuując poznałam Alvaro kiedy to chłopcy dość niezdarnie próbowali się dostać do Dortmundu publicznym samolotem. Dzieliliśmy miejsce, co nie oznacza, że on – ponownie popatrzyła na Alvaro, który stopniowo zaczynał się czerwienić – cokolwiek wiedział o moich dzisiejszych zamiarach. Nie wiedział. I no spojrzycie, czy on wygląda jak osoba spiskująca i rozmyślająca nad wrednym planem jakby to wkręcić mnie do szatni.  No błagam, przecież on jest najbardziej zaskoczony z was wszystkich tutaj i nawet za bardzo nie wie co ma powiedzieć.
- Ja doskonale wiem co powiedzieć. I nie potrzebuje adwokata –wciął jej się w słowo Alvaro, do którego dotarło ze siedzi w koncie jak „sierota” i dziewczyna musi go bronić przed Mou – Co nie zmienia faktu, że rzeczywiście nie miałem pojęcia o zamiarach Mai - i nagle przypomniał sobie z jakim przekonaniem mówiła „do zobaczenia” wtedy jeszcze nie wiedział czemu jest tego taka pewna, teraz rozumiał, już wtedy miała to wszystko zaplanowane - ale chyba nic takiego się nie sałato. Pomogła nam wygrać i nie oszukujmy się gdyby nie ona wynik na pewno nie byłby taki jaki jest.
Mourinio spojrzał na niego zaskoczony. Tego się nie spodziewał, Alvaro który nigdy nikomu się nie sprzeciwiał, zawsze wszystko robił zgodnie z oczekiwaniem innych teraz stał tam naprzeciw im wszystkim. Przynajmniej tak wtedy wydawało się Mou. Jednak po chwili dotarło do niego jak bardzo się myli, ponieważ cala drużyna stanęła za Alvaro murem. I to tak szczelnym, że nie dało się go przejść z żadnej strony.
- Chyba możemy puścić ten incydent w zapomnienie – westchnął w końcu godząc się z myślą, że nic nie wskóra.

__________________________________________________________________________________
Przepraszamprzepraszam i jeszcze raz przepraszam ! 
Wiem, dłuugo mnie nie było. Ale to przez brak czasu, w tygodniu to na nic nie mam czasu, a w weekendy to też tak średnio. Rozumiecie, prawda ? 
Po drugie, ten rozdział. Masakra -.- Obiecałam wam jakąś akcję, ale no jednak jej jeszcze nie ma... Pojawi się pewnie w następnym rozdziale. 
A trzy, to wasze blogi. Dawno tam nie byłam, ale w ten weekend to nadrobię ! 
Nie mogę wam obiecać, że będę dodawać tu coś regularnie, mogę najwyżej obiecać, ze będę się starać :** 
Poza tym, dziękuje za komentarze. I Proszę was piszcie co naprawdę myślicie, nie tylko pochwały, ale też negatywy, żebym mogła się poprawić !

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 3.

- A co ci nie pasuje w Realu !? – zdenerwował się. Nie wiedział czemu. Jeszcze przed chwilą starał się ją jakoś delikatnie przekonać, uświadomić że nie ma racji. Teraz ogarnęła go złość, na nią, na chłopaków, na wszystko. Jak mogła tak ich oceniać nie mając o niczym pojęcia ?! A chłopaki, co oni sobie myśleli? Wyobrażali sobie, że co? Że samolot na nich poczeka aż ułożą sobie włosy? Że ludzie zostawią miejsca specjalnie dla nich? Miał dość tego wszystkiego. Poczuł ogromny zawód. Nie dlatego, że Maja nie lubiła Realu, zawsze był zdania, iż gust nie podlega dyskusji, ale dlatego, że ich oceniała w ten paskudny sposób, którego tak bardzo nienawidził. Nie mieściło mu się to w głowie, nigdy nie znosił takich ludzi. Nagle usłyszał szczery, melodyjny śmiech. Zaskoczony spojrzał na Maję. Kiedy zorientowała się, że się jej przygląda uspokoiła się trochę i odwzajemniając jego spojrzenie powiedziała z uśmiechem na ustach :
-Jesteś taki słodki kiedy się złościsz.
Po tych słowach spoważniała, jakby przypomniała sobie coś i nagle ich pożałowała, jednak to nie trwało długo, zaraz wróciła do siebie jakby nigdy nic. Patrzył na nią jak na wariatkę szeroko otwartymi oczami. Przed chwilą obrażała jego klub, a teraz mówi… nie zaraz, ona nie obrażała twojego klubu upomniał się natychmiast. Właściwie nie miała pojęcia, że to robiła. Przecież nie powiedziałeś jej kim jesteś, kogo znasz i czym się zajmujesz.
- Daj spokój masz mnie za idiotkę Alvaro ?
- Ee ja… nie. Dlaczego tak… skąd ten pomysł ? – teraz naprawdę poważnie zastanawiał się nad jej stanem psychicznym. I obawiał się, że nie jest on w najlepszej formie.
- W takim razie, albo ty jesteś idiotą albo się zgrywasz. – wciąż przyglądał się jej z coraz szerzej otwartymi oczami. – powiedziałam ci: lubię piłkę, kibicuje Barcy i no pokrótce powiedziałam też co sadze o Realu, wiec coś tam o tych klubach wiem. Ty niecałą godzinę temu wparadowałeś tutaj robiąc niezłe zamieszanie razem z bandą swoich kolegów. Naprawdę myślisz, że was nie rozpoznałam ?
- To znaczy, że ty.. ty wiedziałaś od początku ?
- Oczywiście, jak pewnie większość ludzi tutaj. Tylko kretyn by się nie zorientował. Proszę, kto normalny wchodzi do samolotu z bagażem ? Chyba tylko Cristiano Ronaldo.
- Słuchaj Cris jest… nieprzyzwyczajony.
- Tak, jak oni wszyscy.
- Jak my wszyscy. No wiesz, ja też tam…
- Daj spokój – przerwała mu – ty potrafisz zachować się w samolocie i nie wchodzisz do niego z bagażem. – nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu-  I może warto się pokusić o małe sprostowanie. To z Barceloną i tak dalej, to ja chciałam tylko zobaczyć twoją reakcję. Sprawdzić no wiesz, czy jesteś coś wart, czy nie bardzo.
- Słucham ? Co chciałaś sprawdzić ? stuknięta, ona jest stuknięta. Zaraz mnie zaatakuje jakimś młotkiem i wyrzuci przez okno – przemknęło mu przez głowę.   
- Proszę, to nie tak jak ci się wydaje. Nie postradałam zmysłów – stwierdziła jakby czytając mu w myślach. Okej, czyli nie stuknięta, to może wiedźma. Boże ona wie co myślę. Po dłuższej chwili zastanowienia Alvaro niechętnie musiał przyznać, że chyba też ześwirował – chciałam zobaczyć czy ty, będziesz bronił klubu, czy nadal udawał wariata.
Chłopak otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. Nie wiedział co ma odpowiedzieć.  - Czyli ty jesteś za… - przerwał ponieważ usłyszał dzwonek własnej komórki. – to tu jest zasięg ? – mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do Mai. Spojrzał a wyświetlacz przekonany, że już nic go nie zaskoczy i po raz koleiny się pomylił. Dzwonił Iker. - Słucham ? Wiesz, że siedzę jakieś…- odwrócił się szukając wzrokiem Casillsa. – 15 siedzeń przed tobą ? I wiesz, że po samolocie mimo wszystko od czasu do czasu można chodzić ?
- Naprawdę 15 ? Zrób coś dla mnie. Pomachaj.
- Co ? Zwariowałeś na stare lata? Facet, co sobie ludzie pomyślą?
- Ale jesteś tu tak ? W samolocie. Na 100 % ?
- Iker jestem tu i… a dlaczego miałoby mnie nie być ?
- Bo wiesz młody  Cris bał się, że cię zgubiliśmy i… O Boże nie ! Czekaj.
- Co ?! Iker do cholery co jest ? – Alvaro zupełnie stracił orientację w sytuacji. Jednak po chwili już wszystko było jasne. Chłopak usłyszał glos Ikera, już nie przez słuchawkę w telefonie, był donośny i odrobinę przestraszony. „ Przepraszam czy mogę dostać jakąś torbę bo kolega tu…"
-Fabio jak mogłeś ?! To nowe buty ! – Cris przerwał Casillasowi.
- Boże, spraw żeby oni przenieśli się do innego samolotu. Proszę, nich nit nie skojarzy, że jestem z nimi. – Alvaro mamrotał sam do siebie cały czerwony. Nigdy nie miał problemów z rumieńcami, ale w takiej sytuacji ciężko było nad tym zapanować.
- Kolega wymiotuje – dokończył w końcu Iker zrezygnowanym głosem. Alvaro jęknął cicho i osunął się niżej w swoim fotelu. Jedyne czego chciał to zapaść się pod ziemię, albo chociaż rozpłynąć. Cokolwiek . Gdzieś w głębi serca czół, że powinien pomóc kolegom, jednak ta myśl przeraziła go i w rezultacie jeszcze bardziej usiłował schować się w fotelu.
- Jeszcze trochę się osuniesz i mi spadniesz na podłogę. – usłyszał nagle głos dochodzący z fotela obok. Majka nie kryła rozbawienia sytuacją.
- Słuchaj oni po prostu… oni na co dzień tacy nie są, oni… - chłopak urwał. Zastanawiał się czy próbuje to wmówić jej, czy sobie. Oczywiście, że tacy są. Nie potrafią korzystać z transportu publicznego, nie czekają w kolejkach w barach, głównie dlatego, że do takowych nie chodzą. Ich życie jest chore. Odizolowane… i straszne.  – dobra, nieważne. Wiesz może ile jeszcze czasu musimy spędzić w tym samolocie ?
- Z tego co mówiłeś to też lecisz do Dortmundu, więc jeszcze ponad 2 godzinki i jesteśmy na miejscu. Słuchaj, czemu lecicie sami ? No wiesz bez trenera i innych takich co powinni was pilnować.
- Pilnować ?
- Nie obraź się, ale z tego co się orientuje jesteś z nich tutaj najmłodszy i w zasadzie to ty się nimi zajmujesz. Twój kolega dzwonił do ciebie czy czasem nie zostałeś gdzieś ,no wiesz na dole, podczas kiedy twój inny kolega wymiotował na buty kolejnemu, a ten zamiast mu pomóc krzyczy na niego. I zdaje mi się z Ramos to wszystko przespał.
- Ja ich nie wychowywałem.- stwierdził chłopak w geście obronnym, odrobię poirytowany- A co do twojego pytania, trener i jego banda zostali i mieli załatwić sprawę z prywatnym transportem i dolecieć do nas. Poza tym to miało być jak sprawdzian.- zauważył zdziwienie malujące się na twarzy dziewczyny- Czy sobie poradzimy, rozumiesz? Innymi słowy zaufali Ikerowi, który nie ma o niczym zielonego pojęcia. 
Pozostała cześć podróży przebiegła bez większych spiec. Alvaro i Maja przegadali praktycznie cały czas i z każdym słowem odkrywał, że lubi ją coraz bardziej, że ona jest inna, wyjątkowa.
-Ee to ten, cześć. – wyjąkał na lotnisku w Dortmundzie.  Coś podpowiadało mu, że powinien powiedzieć więcej, ale nie miał pojęcia co wiec dał sobie spokój.
- Do zobaczenia – Maja uśmiechnęła się i odeszła machają mu.
„Mam nadzieję”. Alvaro nie powiedział tego głośno, ale to była najszczersza myśl odkąd pamiętał. Stał tam jak wryty patrząc za odchodzącą postacią, która po chwili wmieszała się w tłum.
- Młody albo za nią biegnij, albo chodź. – z rozmyślań wyrwał go głos Crisa.
- Lepiej zajmij się swoimi butami, bo zdaje się, że są po przejściach. – odbąkną chłopak i ruszył za pozostałymi chłonkami klubu.
- Jeśli chcesz wiedzieć to je zmieniłem! – odkrzyknął CR7 i ruszył jego śladem.
Do ośrodka w którym mieli się zatrzymać postanowili dostać się pieszo, ponieważ nie mieli daleko. Swojej decyzji pożałowali już w połowie drogi. 
_________________________________________________________________________________

Cześć :* Wiem, długo kazałam wam czekać, przepraszam was bardzo. Dziękuję wam ogromnie, wszystkim. Jak czytam wasze komentarze, to aż się cieplej robi na serduchu :D
 
Nie chce zrzędzić i przedłużać  ale muszę, ten rozdział zupełnie mi sie nie podoba -.- i ogólnie na razie nic ciekawego się nie dzieje, ale to się niedługo zmieni, obiecuję xd I mam do was pytanie, za jakiś czas będzie mi potrzebny kolejny bohater, mianowicie przyjaciel Mai i nie potrafię wybrać, wiec decyzja należny do was. Waham się między Naymarem ( kojarzycie Neya nie ? Ten z Barcy, niedawno jeszcze z Santosu xd), a zwykłą, nieznaną nikomu dziewczyną :D Liczę na waszą pomoc ;* 

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 2.

- Jesteśmy ! Już jesteśmy – dość duża grupa zmęczonych mężczyzn wpadła do maszyny przerywając stewardessie  – Bardzo przepraszamy, że pani przerwaliśmy. Proszę mówić dalej – Iker starał się być uprzejmy, nie bardzo wiedział jak się zachowywać w takiej sytuacji jednak po zaskoczonej minie kobiety uznał, że chyba cos powiedział nie tak. – Niech się pani nami nie przejmuje. Naprawdę.
- Rozumiem ze państwo są razem ?
- Tak, tak bardzo przepraszamy, że musieliście czekać, ale były straszne korki i właściwie do też trochę nasza wina bo tak w zasadzie to…
- Proszę, proszę po prostu zająć miejsca i przestać już mówić.
Iker pokiwał głową i posusznie ruszył do przodu szukają wolnego miejsca.
- Przepraszam, a  te walizki to ktoś zabierze ? – usłyszał nagle głos Ronaldo. Energicznie odwrócił się w tył rzucając koledze krytyczne spojrzenie.
- Weszliście tu z walizkami ?! Jak to się stało? Nigdy w wcześniej żaden z was nie leciał samolotem?  – po minie i tonie kobiety widać było zirytowanie. Starał się dobrze wykonywać swoja prace i cały czas się uśmiechała, jednak mówiła przez zaciśnięte żeby, a jej mina wydawała się z każda chwilą coraz bardziej wymuszona.
- Znaczy wie pani, lataliśmy oczywiście, że tak, tylko nie takim. Bardzo przepraszamy z problemy i kolegę – Casillas spojrzał znacząco na Crisa. – Naprawdę poradzimy sobie z bagażem.
- Ale wam nie wolno tu mieć bagażu ! –stewardessa podniosła głos nie wytrzymując napięcia. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji i jakoś nie potrafiła sobie z nią poradzić. W końcu po długich tłumaczeniach, z drobną pomocą Alvaro, który nie był jeszcze przyzwyczajony do latania prywatnym śmigłowcem i starał się co jakiś czas instruować kolegów udało jej się namówić ich do oddania bagażu i zajęcia miejsc. Z siedzeniami oczywiście tez był problem, gdyż okazało sie ze nie mogli siedzieć wszyscy razem, ponieważ jak można się było tego spodziewać większość  miejsc siedzących było już zajętych. Dodatkowym problem było to ze Marcelo  i Coentrao  panicznie bali się samolotów i uparli się ze muszą siedzieć z Ikerem, blisko Sergio Ramosa.
- Hej, tu wolne ? – spytał, nieśmiało Alvaro do którego dotarło, że nie ma co liczyć na miejsce blisko kolegów i zastanawiał się kiedy i oni to pojmą. Nie dawało mu spokoju tez to kto pierwszy straci cierpliwość ta biedna stewardessa która musi się nimi zajmować, czy też Cristiano który raczej nie jest obdarzony opanowaniem. Nie miał już nawet siły tłumaczyć chłopakom, że nie uda im się siedzieć blisko siebie i lepiej żeby zajęli jakiekolwiek miejsca zanim wyrzucą ich z samolotu. Postanowił zdać się na los. 
- Słucham ? – zdziwione oczy popatrzyły na niego. Rozmówczyni była pogrążona w lekturze i wyraźnie było widać, że Alvaro wyrwał ją z jakiegoś innego świata.  Jednak po sekundzie odzyskała świadomość otaczającej ją rzeczywistości. -  A tak siadaj. – Odpowiedziała obojętnie i powrotem pogrążyła się w pięknym literackim świecie.
Alvaro nie bardzo wiedziała co ma robić. Odczuwał dziwna ochotę poznania dziewczyny, ale nie miał pojęcia jak to zrobić. W sumie może lepiej posłuchać muzyki. Nie odważył się jednak na jakikolwiek ruch, siedział sztywno, dość niestabilnie na fotelu niezdecydowany co do dalszych zamiarów.
- Ciekawa książka ? – spytał w końcu spoglądając wyczekująco na sąsiadkę. W odpowiedzi jednak usłyszał jedynie jakieś przytakujące mruknięcie. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, a on wcale  nie poczuł się lepiej, wręcz przeciwnie. Wyczuwał jakiś dyskomfort. Dziwnie mu było tak siedzieć kolo kogoś kogo zupełnie nie znał. Chciał się czegoś dowiedzieć, tylko porozmawiać.
- To super. – stwierdził w końcu i rozsiadł się wygodniej na swoim fotelu. Starał się rozluźnić ale średnio mu to wyszło. Nie potrafił pozbyć się chęci poznania dziewczyny.
- A o czym ? – zdecydował się zapytać po chwili milczenia.
- o świecie nocy. – odpowiedziała jakby to było oczywiste. Zachowywała się jakby obok niej zamiast nieznajomego siedział ktoś znany od lat.
- yhym.
Alvaro powoli zaczynało irytować to uczucie nie pewności. Chciał się go za wszelką cenę pozbyć. Naprawdę chciał wyciągnąć z plecaka słuchawki i popłynąć w rytm muzyki, albo cokolwiek innego. Mógłby nawet iść spać, byleby tylko pozbyć się tego okropnego uczucia.
- Jestem Alvaro – usłyszał swój własny głos. Był Tym zdziwiony. Wcale nie zamierzał już z nią rozmawiać, widocznie nie miała na to ochoty. Coś takiego przezywał pierwszy raz w życiu i wcale mu się to nie podobało. Słowa płynęły z jego ust niezlanie od chęci, czy woli. po prostu  mówił i nie potrafił przestać. Zdziwione oczy spojrzały na niego i zatrzymały się obserwując jego twarz po raz pierwszy od… właściwie od zawsze bo znają się niecałe 10 minut. Nie było widać w nich złości ani irytacji, ale coś co jeszcze bardziej zdziwiło Alvaro, mianowicie dziewczyna wydawała się rozbawiona.
- Maja. – odpowiedziała w końcu. Była piękna. Jasne, faliste włosy opadały na jej ramiona. Oczy były duże i ciemne jak dwa lśniące węgielki, okolone długimi czarnymi rzęsami, oprócz rozbawienia można było w nich dostrzec mała iskierkę po prostu radości, chęci do życia. Dziewczyna sprawiała wrażenie szczęśliwej. Usta miała dość duże, pełne i brzoskwiniowe. Delikatne rysy twarzy dodawały jej uroku i dziewczęcości.  Nie była umalowana, przynajmniej tak wydawało się Alvaro. Wyglądała naturalnie, skórę miała delikatnie opaloną co podkreślała jasna luźna bluzka. Maja miała na sobie jeszcze dżinsowe spodenki i trampki. Imię doskonale do niej pasowało, naturalne, dziewczęce, słodkie i śliczne. Chwile jeszcze patrzyła o oczy chłopaka, by po chwili ponownie wrócić do swoje lektury.
- Ładne. Ale nie jesteś Hiszpanką. Skąd jesteś ? – postanowił kontynuować rozmowę. Jedną dłonią zatrzasnęła grubą książkę.
- Nie dasz mi poczytać co ? – spytała ze śmiechem. Patrzyła przyjaźnie.
- Nie chciałem ci przeszkadzać. – stwierdził Alvaro speszony. Naprawdę nie chciał. W końcu początek rozmowy nie był zależny od jego woli tylko od… podświadomości ? No w każdym razie on tego nie chciał. Jednak mimo to ona nie wiedziała, że nie zrobił tego specjalnie. A stwierdzenie „nie chciałem ci przeszkadzać” z jej perspektywy wdawało się, no cóż bez sensu. – To znaczy ja… ja przepraszam. – wydukał w końcu odwracając głowę.
Zawsze był  nieśmiały, nie tylko jeśli chodziło o dziewczyny w ogólne. W sumie zawsze miał dużo przyjaciół, zawsze ktoś się blisko niego kręcił, ale jakby się tak nad tym zastanowić to nie on zaczynał te znajomości. W zasadzie jego nieśmiałość nie była niczym uzasadniona. Świetnie grał w piłkę nożną, jeśli chodzi o urodę też niczego mu nie brakowało, no i głupi nie był, a mimo to zawsze czół się skrępowany kiedy miał zacząć rozmowę z kimś nieznajomym. Wolał posiedzieć sam, pokopać piłkę, poczytać coś o nowych trikach czy legendach piłkarskich, albo nawet posłuchać muzyki, ale nie przepadał za ciągłymi imprezami i byciem w centrum uwagi. Nie był samotnikiem, nie do końca, czasem po prostu lubił być sam.  Teraz był przystojnym młodym mężczyzną, zawodnikiem pierwszej jedenastki wielkiego Realu Madryt i nikt nie pomyślałby nawet, że on wcale nie jest pewny siebie jak Cristiano, czy nawet Iker. On nie czuje się gwiazdą, kimś znanym, on wciąż jest tym chłopakiem który chce spełnić marzenie, być świetnym piłkarzem w świetnych klubie i mieć świetnych kolegów w zespole. I mimo ze to marzenie się ziściło on walce się nie zmienił.
 - W porządku, nic się nie stało. I tak kończyłam już rozdział. 
- Nie bo wiesz, ja naprawdę nie chciałem ci przeszkadzać, tylko…
- Dobrze, przecież nic się nie stało – maja nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu, nie udało jej się ukryć rozbawienia chociaż bardzo się starała. Alvaro wydał jej się niezwykle słodki. – a co do mojego pochodzenia jestem Polką. Przyjechałam do Madrytu na wakacje i udało mi się skołować bilety na mecz Borussia- Real. Strasznie chciałam na niego pójść, nawet nie wiesz jak się cieszę. 
Serce Alvaro zaczęło bić szybciej. Ona tam będzie, a co jeśli go rozpozna. Nie chciał tego, chciał żeby polubiła go – lub nie- za to kim jest, a nie za pozycje w Realu. 
- Chyba zmierzamy w tym samym kierunku. – uśmiechnął się patrząc na nią. – kibicujesz Realowi czy BVB ? – zapytał starając się ukryć to jak ważna jest dla niego jej odpowiedź.
- To proste. Borussia oczywiście. Nie wiem jak można kibicować Realowi. Przecież to normalne, że Barca i BVB są od niego lepsze, gracze Realu są… specyficzni. Oni chyba myślą, że jak grają w takim klubie – który nie jest tak wielki dzięki nim- to mogą wszystko. Dobrze byłoby gdyby ktoś im uświadomił, że tak nie jest. Nie znam tam nikogo, kto byłby normalny i chociaż w miarę znośny. 
Chłopak szeroko otworzył oczy, nie odważył się na nią spojrzeć, otworzył tez usta jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął. 
- Jesteś pewna ze nie ma tam nikogo jak to mówisz znośnego ? – spytał z nadzieją w głosie. Przecież nie są źli. Starają się jak mogą dla fanów, mają szacunek dla innych, mają zasady.
- Nie. Nikogo. No chyba ich nie bronisz? Proszę cie, nie powiesz mi, że jesteś za tą bandą symulantów ?! – Cisza. Wiedział co powinien zrobić. Powinien bronić honoru klubu, ale jakoś nie mógł wydusić słowa. – No błagam. Chyba zamknięcie tej książki było jednak złym pomysłem. 
_________________________________________________________________________________
Hej kochani ;* Staasznie dziękuję za komentarze :D 
Leci do was drugi rozdział, na razie nic w sumie sie nie dzieje, ale musisz mi wybaczyć. 
jutro jadę nad jezioro dlatego nie będę dostępna na blogu, pozdrawiam wszystkich i dobranoc ;* 

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 1.

- Słuchajcie chłopaki – trener mówił spokojnie, opanowanym głosem, choć drużyna dobrze wiedziała, że coś jest nie tak – pojawiły się drobne komplikacje w wyniku których lecimy samolotem pasażerskim, a nie jak to było planowane waszym prywatnym.
Była to dość nieoczekiwana informacja, zupełnie nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Byli Real Madryt, mieli wszystko co najlepsze i jeszcze nie zdarzyło się żeby musieli lecieć jakimś tam publicznym samolotem. Była to dla nich zupełna nowość, nie potrafili sobie tego wyobrazić, przecież przed meczem należy się skoncentrować, wyciszyć, trudno jest to zrobić będąc w metalowej puszce wraz z sektami innych osób.
- CO ?! Co za idiota jest za to odpowiedzialny ? Czy on w ogóle wie jak ważne jest dla nas cisza i spokój w czasie drogi na stadion ?!  Czy spoczywała kiedykolwiek na nim taka presja ?! – Cristiano powoli wpadał w szał. Nikt mu się nie dziwił. Nawet Iker który zwykle nie zgadzał się z odrobinę zbyt zarozumiałym piłkarzem, teraz przyznał mu rację.
- Ronaldo dobrze mówi. Wiesz co się stanie kiedy ktoś nas w tym samolocie rozpozna ? To będzie porażka. Nie ma opcji żebyśmy lecieli publicznym samolotem, nie zgadzam się.
Mourinho zamknął na chwile oczy, odchylił głowę i wziął kilka głębokich oddechów. Starał się uspokoić nerwy. Wiedział, że nie będzie łatwo udobruchać chłopaków. Każdy marzy żeby zostać trenerem Królewskich, ale nie każdy wiedział co to znaczy. Z tym, że są największym klubem na świecie, wiąże się nieodłączanie to, że są najbardziej wymagający, rozkapryszeni i czasem wręcz nieznośni. Teraz stał przed bardzo trudnym zadaniem, może nawet trudniejszym niż sam trening. Ta drużyna jest tak dobra, że nie potrzebuje wielu treningów, potrzebuje za to kogoś kto nimi pokieruje w takiej sytuacji jak teraz. On wiedział doskonale, że będzie ciężko, ale nie mógł dopuścić do  tego żeby się kłócili, bo to byłoby najgorsze co teraz mogą zrobić.
- Okej rozumiem, jesteście zdenerwowani. Jak widzicie ja tez nie skacze pod sufit. – spojrzał w górę uświadamiając sobie ze wciąż są na stadnie – którego aktualnie tu nie ma. W każdym razie, nie tego was uczyłem. Jesteście drużyną, macie kibiców, których nie możecie zawieść – mocno zaakcentował ostatnie słowa – to nie samolot jest ważny, musicie być gotowi w każdej sytuacji. Potraktujcie to jak sprawdzian. Jeśli zagracie na normalnym poziomie Realu Madryt zasługujecie na miano najlepszych na świecie, jeśli nie oddaje je komuś lepszemu od was. Pamiętajcie nastawić budziki, wylatujemy o 9:05, więc oszacujcie ile czasu zajmie wam wyszykowanie się. Mam nadziej że tyle potraficie zrobić, i każdy z was indywidualnie stawi się przy busie o 8:40.
- O której ?! Zwariowałeś ? Chcesz żebyśmy przysnęli na tym boisku ? Jeszcze my to będziemy biegać, ale co z Ikerem ? Utnie sobie komara w bramce, ja ci to mówię.
- Cóż w takim razie słodkich snów Iker. Mam nadzieję, że będziesz mieć wygodną murawę. Do zobaczenia jutro.
- Ale … - Ronaldo spróbował jeszcze raz wyrazić sprzeciw jednak trener zmierzał już w stronę wyjścia z ogromnego Bernabeu.  – to jest chyba jakaś kpina.
Tego dnia wszyscy byli podenerwowani już do samego końca. Nawet zawsze spokojny i opanowany Iker nie potrafił pojąć zaistniałej sytuacji. Tylko młody Alvaro Morata potrafił się odnaleźć i nie rozumiał zachowania kolegów. Cała drużyna krzątała się po willi w której mieszkali przez ostanie kilka tygodni. To również był pomysł ich trenera. „ Jeśli spędzicie ze sobą więcej czasu zbliżycie się do siebie, poznacie swoje zwyczaje, będziecie się lepiej rozumieli, a to zaowocuję w czasie gry” tłumaczył.
- Ten dzień to jakaś masakra. – narzekał CR7 gdy wszyscy jedli kolację. – chyba gorzej już być może.
Jednak mogło. Ranek okazał się naprawdę koszmarny. Na pewno gorszy od wczorajszego południa, gorszy również od większości poranków które wspólnie spędzili „Galacticos” 
- Wyłaź z łazienki, bo się spóźnimy, nie jesteś tu sam !- wrzeszczał Ramos waląc z całej siły w drzwi.
- Czego się drzesz ?! Wszystkich obudzisz. – usłyszał w odpowiedzi zirytowany już głos Crisa.
Tego akurat chłopaki mogli się spodziewać. Ronaldo zawsze wstawał najwcześniej, zajmował łazienkę i najpóźniej z niej wychodził. Jednak teraz nie mieli na to zbyt dużo czasu okazało się ze wstawanie o 2 godziny wcześniej niż zazwyczaj wcale nie jest takie łatwe nawet jeśli masz nastawiony budzik. Dlatego teraz wszyscy nerwowo krzątali się po domu, lub kończyli „ogarniać się” z myślą ze zostało im 15 minut do zbiórki przy busie. No wszyscy prócz Sergio który wściekle walił w drzwi wciąż zajętej łazienki.
-Nikt nie śpi idioto. Mamy kwadrans do wyjazdu więc albo za minutę wyjdziesz albo ci pomogę ale wtedy nic nie da ci już nawet najdroższy z twoich pudrów !
- Nie irytuj się tak kochanie. – po chwili ciszy drzwi w końcu się uchyliły i wyjrzał zza nich uśmiechnięty Ronaldo. – złość urodzie szkodzi.
- Zobaczymy czy będzie ci tak do śmiechu jak założę spodnie. – stwierdził ponuro Ramos  do tej pory stojący w samych bokserkach.
-Teraz wyglądasz bardziej sexi. – kontynuował Ronaldo który doskonale wiedział, że Ramos nie ma teraz czasu ani ochoty ganiać go po całym domu. – Serio. Może powinieneś częściej stawiać na taką stylówę. 
- Masz około 10 minut.  Radze dobrze się schować. Bardzo dobrze- odpowiedział tylko Sergio zamykając za sobą drzwi.
-Och daj spokój Segio, wszyscy wiemy, że i tak mnie kochasz. – Cris uśmiechnął się czarująco w stronę zamkniętych już drzwi. Niestety nie usłyszał odzewu. – Nie ukryjesz się z tym, wszyscy znamy prawdę. – rzucił na koniec i śmiejąc się ruszył w stronę swojego pokoju.
Cała drużyna miała dość dużo bagaży i w brew pozorom i stereotypom jakie krążyły to nie CR miał go najwięcej.
Już przed czasem wszyscy stali w ustalonym miejscu. Nie lubili denerwować trenera. Ogólnie nie lubili się kłócić. Droczyć, czy przedrzeźniać tak, ale kłócić nie. Byli drużyną, jak rodzina i tego się trzymali. Jeśli pojawiały się czasem momenty zwątpienia po prostu myśleli sobie „dla kibiców, dla Realu Madryt” i nic nie potrafiło ich rozdzielić. Dla tego klubu potrafili zrobić naprawdę wiele. Stali wszyscy razem rozmawiając o zaistniałej sytuacji. Takowa zdarzyła się po  raz pierwszy. Teraz kiedy nie kierowały nimi emocje podeszli do tematu na spokojnie i każdy z nich musiał przyznać sam przed sobą dlaczego opcja transportu publicznego tak ich przerażała.  Zrozumieli w końcu, że jak każdy człowiek i oni boją się zmian. To było dla nich wyzywanie. Walka o honor. Musieli wygrać ten mecz bez względu na wszystko. Musieli udowodnić trenerowi, że są najlepsi i zasługują na to miano bardziej niż ktokolwiek inny. Musieli to udowodnić po prostu sobie.
Po dość długiej i stresującej podróży przez Madryt dotarli na lotnisko. Okazało się ze sprawy nie poszły po ich myśli. Wręcz przeciwnie, wydawało się jakby wszystko ziemi i niebie sprzysięgło się przeciw nim. Na madryckich drogach już bardzo dawno nie widzieli takich korków i takiej ilości czerwonych świateł.
- Cóż wygląda na to ze brakuje jeszcze dość znacznej ilości pasażerów, ale nie możemy opóźniać lotu. Proszę nie wychodzić z samolotu, zaraz zamykamy…
____________________________________________________________________________

No i jest pierwszy rozdział. Przepraszam, że musieliście na niego tyle czekać. Jeśli wam się podoba, zostawcie komentarz. Ci co mają blogi wiedzą jak bardzo to cieszy i motywuje.
Miłego czytania, dobranoc ;* 

środa, 24 lipca 2013

Prolog

Szłam alejką między drzewami kiedy moją uwagę przykuł artykuł na pierwej stronie gazety, którą czytał jakiś staruszek.
- Przepraszam, czy mogę tę gazetę ? To dla mnie bardzo ważne. – nie odpowiedział, jednak ja wciąż uporczywie się w niego wpatrywałam.
- Dziecko zapłaciłem za nią i chcę przeczytać, daj że mi spokój. – starszy pan spojrzał na mnie oburzony i zaraz ponownie wrócił do swojej lektury.
- Błagam, zapłacę za nią. Ile pan chce ? – popatrzyłam prosto w jego oczy – proszę.
- A weź i daj mi spokój – podał mi gazetę i rozzłoszczony ruszył w przeciwną stronę niż ja.
- Dziękuje bardzo. Nigdy panu tego nie zapomnę ! – krzyknęłam za nim, nie wiem czy usłyszał, ale jeśli tak nijak nie dał tego po sobie poznać.
 Zaczęłam czytać i z każdym słowem ogarniała mnie wściekłość. Nagłówek głosił „Kolejne makabryczne zabójstwo w magazynach” pod nim widniało zdjęcie uśmiechniętej kobiety. Od razu ją rozpoznałam. Chwyciłam mocno gazetę i pędem puściłam się przez park.
-Obiecaliście, że nic jej nie zrobicie. – warknęłam rzucając artykuł w twarz wysokiego, postawnego mężczyzny.
- Daj spokój, gdyby nie sprawiała problemów byłaby cała.
- Ale sprawiała… - usłyszałam kolejny głos. I zaraz potem zza ogromnej beczki wyłoniła się kolejna postać. Kolejny napakowany facet z burzą ciemnych włosów na głowie.
- Ona miała rodzinę! Miała dzieci! – wrzeszczałam, nie kontrolowałam już głosu, nie kontrolowałam płynących łez, ani przygniatającego mnie z każdą chwilą coraz bardziej poczucia winy. – Jesteś potworem – zwróciłam się z powrotem do „szefa gangu”. – Nie jesteś już moim ojcem, a ty nie jesteś moim bratem! – spojrzała na drugiego z nich – ja nie mam już rodziny. Nie zasługujecie na miano ludzi, nie zasługujecie nawet na miano zwierząt, jesteście potworami ! – w tym momencie poczułam pieczenie na policzku. Uderzył mnie, naprawdę mnie uderzył. Nie wierzyłam w to co się właśnie działo i jeśli jeszcze przez chwilą czułam, że jest w nim jakaś resztka człowieczeństwa, coś co przypomina mu, że jest ojcem, coś co przypomina o tym mnie, teraz to zupełnie zniknęło, a uczucie jakie zapłonęło w moim sercu było czystą, niczym nie zmąconą nienawiścią do niego. Odwróciłam się, jednak poczułam czyjeś dłonie na moim nadgarstku. Mój brat trzymał mnie mocno, ale nie sprawiał mi tym bólu.
- Jeśli chcesz to idź, ale nigdy nie wracaj. – człowiek, którego jeszcze przed chwilą uważałam za ojca zwracał się do mnie przez zaciśnięte zęby. W jego oczach widziałam wściekłość.
- Nie mam zamiaru ! Już nigdy więcej, nigdy więcej wam nie pomogę, nigdy nie przyprowadzę na śmierć żadnego człowieka. NIGDY !
- Pamiętaj Mała, że każdy ma za sobą jakąś przeszłość i ona nie zniknie. Przed nią nie da się uciec. Ona znajdzie każdego. – Artur patrzył na mnie wzrokiem w którym dostrzegłam smutek. Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku - Każdego Mała ! – usłyszałam za sobą, nie odwróciłam się.  Już nigdy się nie odwrócę. Biegłam najszybciej jak mogłam, nienawiść i poczucie winy napędzały mnie. To ja sprowadziłam do nich tę kobietę, tak jak i dziesiątki innych ludzi. Chciałam się schować, żeby nikomu już nie stała się przeze mnie krzywda i najbardziej żałowałam, że musiałam tak wcześnie dorosnąć. 
__________________________________________________________________________________


Okej, no to prolog mamy za sobą :) Mam nadzieję, że wam się spodobał. 
W pierwszym rozdziale (powinien się pojawić za kilka dni) możecie się już spodziewać udziału graczy Realu, ale nie chcę wam za dużo zdradzać :) 
Dziękuję wszystkim za komentarze, to naprawdę bardzo motywuje ;* 

wtorek, 23 lipca 2013

Cześć !

Witajcie kochani !
jestem Ola, to jest mój pierwszy blog, także przepraszam za wszystkie niedociągnięcia.
Mam nadzieję, że chociaż trochę was zaciekawi moje opowiadanie. Prolog powinien pojawić się jutro wieczorkiem, na razie możecie zajrzeć do zakładki "Bohaterowie" i zapoznać się z postaciami.
Chciałabym jeszcze podziękować Natalii bez której ten blog nie powstałby ;*
Miłego czytania i dobranoc ;*